Cześć. Na imię mam Małgośka. Tak jak ta ze słynnej piosenki Maryli Rodowicz. Moim mężem jest programista java – informatyk. Nawet często się z niego zgrywam, bo pracuje w wielkiej korporacji i jak absorbuje go praca i odbiera telefon to mówi: Krzysiek – programista javaKatowice. Więc ja też jak go wołam to krzyczę: „hej Panie Krzysztofie – programistoKatowice”. No ale nie o tym chce pisać. Spotkała mnie dziś dziwna przygoda. Wysiadając z auta pod jednym z katowickich sklepów wypadł mi telefon i portfel. Telefon znalazłam szybko, gorzej z portfelem, a miałam w nim 500zł. Nagle słyszę jakiś dziwny krzyk w obcym języku, odwracam się, patrzę jakiś Rumun czy Czeczen bezdomny. Trzyma w dłoniach mój portfel w geście oddawania. Masakra – pomyślałam. Dałam mu 50zł znaleźnego i znowu zaczęłam wierzyć w ludzi. Jak mój programista java to usłyszał, to powiedział, że uwielbia Katowice i tutejszych ludzi. Mała rzecz a cieszy, bo w sumie nigdy nie podejrzewałam, że bezdomny tak się może zachować. Pozdrawiam. Małgośka.