Witam serdecznie wszystkich forumowiczów. Nazywam się Andrzej – programista javaWrocław. Moja żona chodziła prywatnie do ginekologa, w czasie gdy oczekiwaliśmy potomka. Moja praca jest bardzo absorbująca czasowo, ale daje tez niezły poziom finansowy. Wrocław jest dużym miastem i jest wiele różnych gabinetów, które „obsługują lekarsko” matki w ciąży. Jednak przyszły czasy cięższe dla programisty java i straciłem zatrudnienie. Kryzys finansowy zmusił żonę do korzystania z usług państwowego ginekologa. Pierwsza wizyta u nowego opiekuna medycznego była straszna. Żona skarżyła się, że lekarz sprawił jej ból przy badaniu. To nie koniec złego. Stwierdził on bowiem, że musimy pozbyć się dziecka (w 11 tygodniu ciąży) bo żona ma wirusa, którego trzeba natychmiast leczyć. Nawrzeszczał na żonę że bierze leki na podtrzymanie i bez ultrasonografii stwierdził, ze to ósmy a nie jedenasty tydzień ciąży. Żona zdenerwowana, pożyczyła od matki pieniądze i wróciła do pierwszego prowadzącego. Okazało się że wszystko przebiega książkowo i ten wirus to jakaś bzdura. Nawet zwykłemu programiście java z Wrocławia nie mieści się to w głowie. Co Wy o tym myślicie?